Pewnie się narażę, ale z książkami Michniewicza mam pewien problem. Nie wiem czy lubięje czytać. Nie chodzi o treść, ale o (dziwny jak dla mnie) sposób pisania.Zawsze prowadzęwewnętrznydialog z autorem, w którym go przeklinam. No, bo jak tu nie kląć, kiedy czytasięo tak ciekawych wyprawach i zakamarkach intrygującychmiejsc, a natyka na wpieprzającesięwszędzieego autora. Tak byłow “Swojądrogą” - wielkaszkodaksiążkii pomysłu.Teraz z kolei będziemyporuszaćsięw “Świecierównoległym” i konfrontowaćmedialne obrazki z rzeczywistością. Jeju, aż taki banał!Jakiśtaki dziwny pomysłksiążka ma pokazać, że telewizja się myli, wyolbrzymia i przeinacza. “Prawda ekranu” to inszainszośći każdyto wie. No dobra, byle ego nie straszyło.
Czytam nie po kolei. Więzienie w San Quentin, ćwiczenia z siłami specjalnymi, poszukiwanie prawdy w Pakistanie, dom za drutami w Johannesburgu, raj umaczany w kupie śmieci, sufizm i fundamentalizm, i inne. Ciekawe historie, próby poszukiwania drugiej strony medalu i obnażania pocztówkowych półprawd. Może to jest ta równoległości? Niejednoznaczność? Z tłem. Michniewicz włazi wszędzie, zadaje niewygodne pytania, ale co z tego, jeśli momentami jego pisanie ma w sobie coś naiwnego i lekceważącego ... czytelnika ? (Nie mówię tu znowu o ekspozycji ego). No, bo jak wyjaśnić pisanie o pobycie w Pakistanie, gdzie najpierw podkreślono wszelkie niebezpieczeństwa tego kraju, udano się w strefę starć, Bóg jeden wie, kogo z kim, a autor z uporem maniaka pyta po co ludziom karabiny, ludziom żołnierzom, ludziom strażnikom i ludziom. Serio? To ma być emfaza uwypuklająca poziom niebezpieczeństwa? Bo mnie szlag trafiał jak to czytałam.
![]() |
I dalej nie wiem, czy lubię te książki. Patrzę na stronę Michniewicza, do Ugandy pojechał. Mógłby napisać. Pewnie kupię i obym się już nie czepiała. Szkoda pomysłów. A czasu?