Quantcast
Channel: Książki są niebezpieczne
Viewing all 272 articles
Browse latest View live

Kochając Pabla, nienawidząc Escobara, Virginia Vallejo

$
0
0

Cóż lepiej płakać w odrzutowcu, niż w mercedesie!” - Virginia Vallejo

Zdecydowanie przedawkowałam Escobara i to w najmniej spektakularny sposób - przeczytałam książkę Virginii Vallejo „Kochając Pabla, nienawidząc Escobara”. Już tytuł sugeruje, że dostaniemy historię, która ma pomóc nam ujrzeć w bandziorze i handlarzu narkotyków, Dr Jekyll i Mr Hyde'a. Robin Hooda i Ojca Chrzestnego. Jurka Owsiaka i Ala Capone. 
Autorka, była kochanka narkobarona, kolumbijska dziennikarka, bywalczyni salonów, zamiast biografii, którą miała napisać na prośbę Pabla, pokusiła się o zapis ich płomiennego romansu. I od razu pierwszy zawód, jak na latynoskie pióro straszna posucha rubaszności. Nie liczyłam wprawdzie na ciężkie porno, ale umówmy się romans to romans, nie tylko wspólne przeżywanie poezji i patrzenie w oczy. Zaczyna mdlić kiedy czytam odmieniane przez wszystkie przypadki: pieszczotliwe spojrzenia, czułe słówka, usilne zapewnienia. Trochę jakby ktoś relacjonował pewien układ oparty o barter i walnął na to warstwę kleistego rozrzewnienia. Fuj!

GENIUSZ(e)
Pablo Escobar był cwany i przebiegły. Potrafił wykorzystywać nisze i okazje, aby osiągnąć niepodzielną władzę i nie wahał się sięgać po wszelkie środki. Tak, jego życie było schozofreniczne - kasa albo kulka. Kupował ludzi, szantażował ich, korumpował, zastraszał, wysadził w powietrze samolot pasażerski, zabijał polityków, likwidowała przeszkody strzałem w głowę, bawił się trotylem. W domu czule zajmował się dziećmi, dbał o nich, chronił. Nie wystarczały mu grube miliony dolarów płynące codziennie do kieszeni lub … pod ziemię, gdzie przechowywał je z braku innego miejsca. Pablo robił show. Pablo lubił przedstawienia. Miał ambicje. Od złodzieja nagrobków, do prezydenta Kolumbii. Każdy przecież może wrócić z mrocznej ścieżki obranej w młodości, tylko po co? Do więzienia zgodził się pójść dobrowolnie, ale była to pokuta na jego warunkach. I o to chodziło: własne warunki, nieskrepowane decyzje i pełna kontrola. Escobar to potwór i żaden Vanish, żadne wyznania kochanki, czy nawet dziecka tego nie wywabią.

V&P=WNM
Romans Virginii i Pabla rozpoczął się około 1982 roku. Można powiedzieć, że był czymś na miarę południowoamerykańskich telenoweli. Ilość komplikacji, namiętności słownej, tajemnic oraz przemocy, była w tym związku dość gęsta. Wszystko działo się w absurdalnie luksusowej scenerii. Prywatne samoloty wożące Virginię do Pabla, obłędnie drogie prezenty, zawrotne zakupy w najdroższych butikach, spotkania i randki pełne różowego szampana, seksu jak mniemam i wyznań słowami Nerudy. Nie bez powodu zaczęłam od kasy. Virginia to oportunistka. W wyborze mężczyzna nie schodziła poniżej pewnego poziomu, stanu konta i możliwości jakie dawały określone znajomości. Czytając jej książkę nie zapomnimy jak ważna jest cena, marka, bywanie wśród elit i ich dostępność. Nie łudźmy się, że Escobar ujął ją urodą. Był kurduplem, o fizjonomii farmera Carla Denkinsa z kreskówki South Park. Nadrabiała kontem.
Pablo pyta, czy gdybym poznała go jako anonimowego biedaka, też bym się w nim zakochała. Odpowiadam, ze śmiechem, że na pewno nie: przecież nawet byśmy się nie spotkali! Nikomu przy zdrowych zmysłach nie przyszłoby do głowy przedstawić mi jakiegoś żonatego faceta, bo w czasach kiedy on ścierał napisy z nagrobków, ja chodziłam z Gabrielem Echavarríą, najprzystojniejszym facetem w Kolumbii i synem jednego z dziesięciu najbogatszych ludzi w kraju.”

Pablo potrafił imponować. Zadomowiła się na liście Forbesa. Stać go było na rozmach. Do tego ta jego pewność siebie, te ambicje, pomoc biednym, orliki w dzielnicach biedy, kościoły, szkoły, szpitale. Ratowanie porwanych przez partyzantów. Niezły kamuflaż. Może to wzbudzić czytelnicze współczucie. Może nadać Escobarowi pewną dozę humanitaryzmu. Kolumbijczyków to uwiodło. Dzięki nim w dużej mierze mafiozo mógł bezkarnie uciekać przed wymiarem sprawiedliwości. Vallejo opisała to idealnie. Zarysowała siatkę powiązań wielkiej polityki i kartelu, w której jednak można się zgubić. Czułam się wrzucona w środek rozgrywki i w biegu poznawałam uczestników i koneksje. W końcu się poddała, nazwiska migały mi tylko i wpadały w niepamięć. Dziennikarskie skróty?

SCHIZOFRENIA
Książka Vallejo to przykład braku zdecydowania. Ani to biografia Pabla, ani historia romansu, jak ją zapowiadają. Miałam wrażenie, że czytam coś pomiędzy plotkami z koleżanką, zeznaniem dla DEA i biografią Virginii Vallejo. Autorka, tak jak Pablo, lubiła być na świeczniku, imponował jej rozmach, bez względu na źródło. Nawet jeśli czytać to przez pryzmat pewnych kulturowych uwarunkowań, to nic nie zamazuje faktu, że Virginia napisała po prostu książkę o sobie. O swoich tęsknotach, o swoich pragnieniach, o swoich drogich potrzebach, o swoich ambicjach, o swoich lękach i ratowaniu własnego tyłka. Tyle jeśli chodzi o miłość. To także próba usprawiedliwienia, a nawet wywabiania przeszłości. Siedząc w apartamencie w Miami, można się odcinać i błyszczeć.

Virginia Vallejo, „Kochając Pabla, nienawidząc Escobara”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2017 r.













Za książkę dziękuję Wydawnictwo Agora




Płytkie wody, szybkie numerki, czyli jak czytać więcej

$
0
0

Brodzenie w wodzie, zamiast nurkowania…. Sprint po nagłówkach, zamiast spaceru po puszczy. Romansiki zamiast „ja Ciebie biorę...”. E.L James zamiast Joyce'a. Oto współczesne czytanie. Nie, nie będzie to kolejny wpis biadolący nad niskim poziomem czytelnictwa, nad tym jak ludzie głupieją, ale będzie o innych oczywistościach. Skupię się na poszukiwaniu (u)traconych minut. Pisanie książek wymaga czasu, wymaga go również czytanie, ale to samo można powiedzieć o innych czynnościach codziennych: surfowaniu po internecie, jedzeniu, podróżowaniu do pracy, gadaniu przez telefon, bieganiu po bieżni, siedzeniu przed domem z sąsiadami, czy piciu bimbru w garażu. Problem w tym, że czas jest obecnie na wagę złota i urosła w nas ambicja zmieszczenia słowa „mnóstwo” w 24 godzinach. Priorytetem staje się zaliczanie kolejnych życiowych baz, ogarnianie wielu informacji, z wielu źródeł, od wielu kontaktów. Nieustająca dyskoteka neuronów pobudzana graficznym i ekspresowym tempem. Pogrzebmy najpierw faktach.

FAKTY I ANALIZA FINANSOWA


Dlaczego wybrać czytanie? Oto kilka ciekawostek i argumentów, które przekonają nie tylko zapalonych sportowców, hipochondryków, zestresowanych korpoludków i świrów neurofizjologii czy kalkulujących rekinów giełdowych.
Czytanie poprawia pamięć i utrzymuje nasz mózg we wspaniałej formie. To istny trening personalny. Książka to taka mentalna siłownia, mózg to mięsień, a pochłanianie tekstów to tarcza przed Alzheimerem.
Czytanie obniża poziom stresu - w ciągu sześciu minut, aż o 68%.
Poszerza perspektywy, podkręca słownictwo, pamięć i rozpętuje w substancji szarej istną burzę neuroprzekaźnikową.
Zwiększa empatię i poziom koncentracji, wydłuża życie. Skoro Polacy tak chętnie sięgają po suplementy diety, powinni wybrać książkę (niektóre się łyka).
Z punktu widzenia analityka finansowego widać jak na dłoni, że część osiąganych dochodów zostanie reinwestowana, co powiększy kapitał własny, uniezależni nas od zewnętrznych źródeł finansowania. Tak stopy są dziś na niskim poziomie krzyknie ktoś, ale w dłużej perspektywie należy oczekiwać wzrostów.
Wszystko to oczywiste jak poranne siusianie. Ryzyko? Przeszkoda? Czas. Nie da się go gromadzić i przechowywać. Jak go zatem wyłuskać z codzienności? Gdzie szukać niezbędnych minut?

KURACJA WSTRZĄSOWA: WYRZUĆ TELEWIZOR
Ekran zabija wyobraźnię!
Niszczy wrażliwość! Mózg wyżera!
Podobnym czyni go do sera!
Człowiek, co patrzeć tylko umie,
już nigdy baśni nie zrozumie!
Kto kultywuje ową modę,
kto dzieciom z mózgu robi wodę,
Ten straszną im wyrządza szkodę!”
(Roald Dahl „Skutki nadużywania teletrutki”)

Telewizja razem z internetem to najwięksi złodziej czasu. Newsroomy 24/h, „Agent gwiazdy”, „Sonda 2”, czy sobotni hit kinowy odciągają i kuszą. A po nich „Azja Express”, „M jak miłość” i „Rodzinka”. Zawsze coś. Nieskomplikowanie, oparte na obrazie. Tylko jak mawiał Einstein: „wszystko powinno być tak proste, jak to możliwe, ale nie prostsze”. Także wyrzucić plazmę i zamontować półkę na książki w miejscu uchwytu na telewizor. To taka terapia szokowa, można zwyczajnie zacząć od zmniejszania seansów telewizyjno-internetowych. Czas zacznie płynąć kaskadami uwierzcie mi. Ja poczułam ogromna ulgę odciąwszy się od wizji. Nie zamierzam jej zapraszać zbyt szybko ponownie, ani tym bardziej montować w sypialni… .



PUBLICZNA OBIETNICA
Psycholog Robert Cialdini, pisał o regułach wywierania wpływu. Jedną z sześciu była reguła konsekwencji oparta na wykorzystywaniu zaangażowania, czyli stwarzania wymagań, aby zachowywać się zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami. Czyli co? Czyli powędrujmy do internetu, w którym publikujemy zdjęcia torsów naszych kochanków oraz obcięte paznokcie naszych dzieci i na np. Lubimyczytac.pl, wpiszmy plan czytelniczy, albo (wersja ambitniejsza) zmontujmy klub książkowy ze znajomymi, albo, albo podejmijmy wirtualne wyzwanie np. przeczytam 52 książki w 2018.

ZŁE KSIĄŻKI ZABIERAJĄ CZAS
Ktoś ostatnio polecił mi test jednej strony: czytasz tylko jedną i na jej podstawie podejmujesz decyzję, czy brnąc dalej czy nie. Nie mam odwagi. Bywa jednak, że w ręce wpadają mi prawdziwe gnioty i odpuszczam. Nie wiem nawet skąd bierze się jednak jakiś wewnętrzne poczucie winy...wypadałoby skończyć nie? Niedoczytanie książki to nic złego. Codziennie ukazują się tysiące książek, po co marnować czas na te złe?


WHO ZALECA ...
zrobienie 10,000 kroków dziennie, a Stephen King czytanie przynajmniej pięć godzin dziennie. Niby jak? Podobno King był widziany kiedyś w kolejce do kasy biletowej w kinie, czytał. Czytał tez w kinie do momentu wyłączenia światła i zraz po zakończeniu filmu, wychodząc. Minuty kryją się wszędzie. Chodząc po małą Caely do żłobka przeczytałam całego Harry'ego Pottera. Tylko dziesięć minut spacerku w jedną stronę, pięć dni w tygodniu! Jeżdżąc do pracy autobusem (około 45 minut w jedną stronę) czytam. W kolejce sklepowej czytam. W toalecie. kiedy dziecko złapie fazę samotnej zabawy.



Gdzie gubią się wasze cenne minuty?

Inspiracja: The Harvard Business Review.


#PatrzCzytajMyśl odc.11 - śląskie czytanie, sushi w bucie, Motyle na Sri Lance

$
0
0

Słońce już się nie wstydzi, a bez zaczyna intensywniej pachnieć. Gołe nogi mi się wreszcie przytrafiły, krem z 50 grubo obsmarował twarz. Niby chcę tego słońca, ale się blokuję. Cała ja! Dziś miałam ogromny apetyt na kluski śląskie z modrą kapustą. Tak, wiosna idzie i bieg jałowy mi się tak fajnie wrzuca. Zatem trochę kulinarnie (Azja i Śląsk), o książkach w promocji i w rzeźbie, i o pięknych facetach, a Motyle o wyspie. Miłego!


PATRZ


Zapomnijcie o klasycznym sushi. Szef kuchni Yuijia Hu transformuje kawałki ryby, wodorostów, ryżu w ...buty. Shoe-shi. O ile wygląda to ciekawie i prawdopodobnie smakuje wybornie, spotkało się z krytyką, że względu na ilość marnowanego dla tej formy sztuki, jedzenia. Sushi na talerz, adidasy na stopy!


🌞

Letnie podpowiedzi dla tych, którzy wciąż się wahają. Polecam fotorelację Wędrownych Motyli z Sri Lanki.

🌞

Guy Laramée, artysta mieszkający w Montrealu rzeźbi w książkach, głównie słownikach i encyklopediach. Wycina metoda piaskowania, a następnie używa farb olejnych, atramentu, suchych pasteli i pszczelego wosku.





CZYTAJ

5 najlepszych współczesnych publikacji o Śląsku. „Doniedawna ciężko było dostać dobrze napisany i wydany przewodnik, reportaż lub album o Śląsku. W ostatnich latach pojawiło się jednak parę wydawnictw, które powinni znać wszyscy entuzjaści tego regionu - pisze Michał Kubieniec z Geszeft Concept Store dla magazynu F5.”

🌞
Kasia Gandor i lekcja wychowania do życia w rodzinie. Fakty o pigułce antykoncepcyjnej. Brać czy nie? "

🌞

Biedronka i Lidl znowu rzucają książki urządzającłączony Dzień Dziecka i Dzień Matki. Sklep z owadem zaproponuje między innymi nowego Nesbø, Olgę Tokarczuk, kilku Mrozów, a opcja niemiecka JadłonomięMarty Dymek, „LampionyBondy oraz „Sztukę kochaniaWisłockiej. Warto tez zajrzeć do koszy z książkami dla dzieci, można upolować „Ulicę Czereśniową”, „Mam oko na litery”, „Botanicum”, „Pszczoły” i „Mapy”. 

Lidl między innymi:

Biedra między innymi:


MYŚL

Dla Mad Mikkelsen, Tak jak potrafię docenić męską urodę i obiektywnie rozumiem, dlaczego komuś podoba się George Clooney, Brad Pitt czy któreś z szeregu obecnych bożyszczy nastolatek, tak mnie samej podoba się naprawdę niewielu mężczyzn. Podoba, w sensie szybszego bicia serca, nie samego tylko doceniania twarzy tak jak docenia się porządny obraz w muzeum.  tym temacie odznaczam się zblazowaniem Pana Darcy’ego i większość pięknej męskiej populacji wydaje mi się tolerable; but not handsome enough to tempt me.Riennahera o najpiękniejszych mężczyznach świata (jej zdaniem).








„A w konopiach strach” Maria Mazurek rozmawia z Jerzym Vetulanim

$
0
0


 „Zanim człowiek został rolnikiem, był już farmakologiem”
Aldous Huxley

Po przeczytaniu tej książki jestem pewna, że źródłem tarapatów, w które się w życiu pakujemy, jest odwieczne pragnienie nagrody. Może być tytuł mistrza w uprawianiu seksu z powietrzem, najszybsza rundka w Need for speed, zalicznie trzystu panienek na spływie kajakowym. Może też być niematerialnie, bo to nawet częstsza potrzeba. Przecież płaski brzuszek wymaga wysiłku, wymaga go również pełny brzuch, wymaga tym bardziej awans, seks i wygrana w kasynie. Raz rajcuje nas sama pogoń za króliczkiem, raz złapanie nicponia. Opioidalna lub dopaminowa podróż. Tymczasem nagroda może kryć się w syntetycznie wyhodowanej pigułce, w palonym zielu, w wąchanym proszku i wstrzykiwanym kompocie. Niebieska czy czerwona?

Weź niebieską pigułkę, a historia się skończy, obudzisz się we własnym łóżku i uwierzysz we wszystko, w co zechcesz. Weź czerwoną pigułkę, a zostaniesz w krainie czarów i pokażę ci, dokąd prowadzi królicza nora.”

OBALANIE SYSTEMU

Nie określiłabym poglądów profesora Vetulaniego mianem wywrotowych, raczej niepopularnych. Tak, popierał legalizację marihuany, tak swobodnie rozmawiał o seksie (także własnym), nie oburzało go słowo eutanazja, nie wierzył w Boga. Co ciekawe jadał mięso i czasem jeździł na rowerze. Stanął w obronie teorii Dody, że Biblię napisali „napruci winem i napaleni ziołem”; potrafił tę koncepcję merytorycznie uzasadnić. Otóż manna zesłana Izraelitom na pustyni, to nic innego jak grzyb halucynogenny. Wskazywałby na to zarówno opisy substancji, która spadła z nieba, jak i zachowań ludzi. A Mojżesz? A płonące krzewy? Może to wpływ popularnego winka, a może mirry.
Profesor Vetulani potrafił wspaniale przekładać trudne, czasem nudne gadki o psychofarmakologii, czy neurobiologii na prosty sugestywny język. Sypał jak z rękawa anegdotami, popkulturowe smaczkami i żarcikami. Nie b się poruszać tematów trudnych i budzących emocję. Mówiłotrawcie, z opanowaniem, bez powagi i bez straszenia, czyli nie wszyscy pójdziemy do piekła.

PROFESOR NA HAJU ŚPIEWA „LUCY IN THE SKY WITH DIMONDS

Książka koncentruje się wokół tematu konopi, ziółko znalazło się przecież w świetle reflektorów, w związku z próbami legalizacji medycznej jej odmiany. Pędzona ciekawością i niewiedzą, trafiłam w centrum rozważań o reakcjach mózgu, glutaminianie i addyktogenach. Do tego wszystkiego wykład dotyczący grzybków, pejotu, kokainy, opiatów, ecstazy i innych syntetycznych (albo nie) zabawek. Niewielka ilość amfetaminy, stosowana jest w leczeniu anoreksji, może także pomóc w stanach niepokoju, leczyć ospałość i zmęczenie. Sam Vetulani potwierdz, że stosował amfetaminę ucząc się do egzaminu z matematyki. W latach pięćdziesiątych można ją było legalnie kupić w aptece, bez recepty. Rozbawiły mnie nieco obrzydliwe historie o piciu wywaru z muchomora, wysikiwaniu go i sączeniu moczu. Substancje psychotropowe występują u roślin, zwierząt, grzybów: ropucha koloradzka, szałwia wieszcza, łysiczka.

UZALEŻNIENIA

Vetulani uważał, że marihuana uzależnia tylko behawioralnie: nie tyle sama substancja staje się niezbędna dla naszego organizmu, co rytuał związany z jej paleniem - coś jak niezbędny przy piwku petek. Również dla stymulantów ma pewną dozę wyrozumiałości, wiążąc możliwość uzależniania z braniem z nudów lub dla zabawy. W całej tej opowieści podkreślał umiar, rozsądek i pokorę wobec natury. Marihuana potrafi przecież otępiać i ogłupiać, a kokaina, doręczna reguralnie, bez względnie pustoszy nasz organizm, nie mówiąc o nowych wynalazkach w postaci dopalaczy. Kolejne zakazy i walka z narkotykami tworzyły nowego, syntetycznego potwora, współczesne nagrody w pigułce. A ludzie? „Ludzie zawsze pozostają ludźmi. Najchętniej robią to, czego im nie wolno.” (Oksana Pankijewa)



Jerzy Vetulani, Maria Mazurek „A w konopiach strach”, PWN, Warszawa 2016

#Dodajdokoszyka: Dzień Mamy 2017

$
0
0


"Za niektórymi książkami kryje się jeszcze jedna historia, o tym, dlaczego ktoś je podarował drugiej osobie." 
Caroline WallaceMarta, która się odnalazła

Moja mama lubi tulipany, białe. Lubi też ksiażki, bardzo. Zestaw pewniak na każdą okazję. Prosty i najlepszy. Przed Wami 36 tytułów, 36 podpowiedzi, w różnych kategoriach. Piszcie swoją historię.


LISTY, WSPOMNIENIA, WYWIADY



  1. Anna Dymna, Wojciech Szczawiński, „Warto mimo wszystko. Pierwszy wywiad rzeka.”, Znak
  2. Wisława Szymborska, „Najlepiej w życiu ma twój kot. Listy”, Znak
  3. Marcin Wicha, „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”, Karakter
  4. Mariusz Urbanek, „Makuszyński, o jednym takim, któremu ukradziono słońce”, Czarne
  5. Mirosław Wlekły, „Tu byłem. Tony Halik”, Agora
  6. Anna Augustyniak, "Nie umarłam z miłości", Trzecia Strona
  7. Irène Frain, „Kochanek. Nieznany romans Marii Skłodowskiej-Curie”, Znak Literanova
  8. Oriana Fallaci, "Kapelusz cały w czeresniach", Wydawnictwo Literackie
  9. Shaun Usher, "Listy niezapomniane. Tom 2", Sine Qua Non

DO GARÓW


  1. Julia Bator, „Młodziej, piękniej, zdrowiej”, Znak
  2. Dominika Wójcik, „Sezonowe warzywo”, Pascal
  3. Tomasz Purol „Warzywniak. Zapomniane smaki.”, Pascal
  4. Marta Dymek, „Nowa Jadłonomia. Roślinne przepisy z całego świata.”, Wydawnictwo Marginesy
  5. Ottam Ottolenghi, Sami Tamimi, „Jerozolima”, Wydawnictwo Filo
  6. Grzegorz Łapanowski, „Wzór na smak”, Full Meal Publishing House
  7. Eliza Mórawska, „Na zdrowie”, Wydawnictwo Zwierciadło
  8. Maia Sobczak, „ Przepisy na szczęście”, Wydawnictwo Muza
  9. Daria Ładocha, „Kuchnia dla zajętych kobiet i mężczyzna”, Edipresse Książka

OPOWIEŚCI


  1. Kazuki Sakuraba, „Czerwone dziewczyny”, Wydawnictwo Literackie
  2. James Rebanks, „Życie pasterza. Opowieść z krainy jezior.”, Znak Literanova
  3. Robert Seethaler, „Całe życie”, Wydawnictwo Otwarte
  4. Sara Moss, „Nocne czuwanie”, Wydawnictwo Czwarta Strona
  5. Margaret Atwood, „MaddAddam:, Wydawnictwo Prószyński
  6. Jonathan Foer, „Oto jestem”, Wydawnictwo W.A.B
  7. Ian McEwan, "W skorpuce orzecha", Wydawnictwo Albatros
  8. Matěj Hořava „Palinka. Prozy z Banatu”, Książkowe Klimaty
  9. Jerzy Sosnowski, "Fafarułej, czyli pastylki z pomarańczy", Wielka Litera

KOSMETYCZKA I SZAFA


  1. Charlotte Cho, „Sekrety Urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji”, Znak
  2. Patrizia Gucci, "Gucci. Prawdziwa historia", Esteri
  3. Aleksandra Bockowska, "To nie są moje wielbłądy. O modzie PRL", Czarne
  4. Raisa Ruder, Simona Campos, "Sekrety urody babuszki. Słowiański elementarz pielęgnacji", Znak
  5. Kathryn Kemp- Griffin, "Francuzki noszą koronki", Znak
  6. Klaudyna Hebda, "Ziołowy zakątek. Kosmetyki, które zrobisz w domu", Nasza Księgarnia 
  7. Mariola Bojarska-Ferenc, "Moda bez metryki", Edipresse Ksiązki
  8. Cally Blackman, "Sto lat mody", Arkady
  9. Katarzyna Straszewicz, "Legendarne ikony stylu", Edipresse Książki

„Wszyscy patrzą” Megan Bradbury

$
0
0
gratisography.com
"Kiedy idzie mostem Brooklyńskim, ma wrażenie, jakby był na szczycie świata."

Megan Bradbury zadebiutowała powieścią o czterech mężczyznach związanych z Nowym Jorkiem. Sfabularyzowała historie życia Roberta Mapplethorpe'a, początki jego kariery, przemykającą tu i ówdzie przyjaźń z Patti Smith, kochanków, transgresywne zbiory fotografii oraz śmieć w wyniku AIDS. Rewolucyjne pomysły Roberta Mosesa, śmiałego urbanisty, miłośnika wielopasmowych arterii miejskich, który również napotkał swój mur: sprzeciw ludzki. Pionierską i inspirującą poezję Walta Whitmana i żłobiącą swą niszę prozę Edmunda White'a. Postacie obserwujące i obserwowane w mieście, oferującym jednocześnie anonimowość i sławę. Całość pisana metodą krótkich zdań, akapitów/kadrów, urywków/chwil opakowanych w czas teraźniejszy i trzecioosobową narrację. Istne staccato. Niektóre z akapitów zaczynały się tym samym słowem, albo otoczone były białą przestrzenią kartki, albo powtarzano słowa (500% Hemingwaya!). Ta graficzna zabawa w konstruowanie, to twórcze pisanie miało mnie przygotować na bliższe spotkanie z żywym organizmem- miastem.

MIEJSKA LOVE
To, co do mnie mocno przemówiło i, co autentycznie leje się ze stron tej książki to zniewalająca miłość do Nowego Jorku, miasta złożonego, bogatego, brudnego, ewoluującego. Oglądałam je z rożnych perspektyw, w różnych okresach i rożnymi oczami. Bohaterowie byli (jeden nawet wciąż jest) z metropolią silnie związani, napędzali ją, ona w zamian ich rodziła, a potem niszczyła; wyjaławiała i unosiła na fali sukcesu. Były to relacje silnie cielesne, momentami erotyczne zbudowane z fragmentów wydarzeń, chwil. Artysta fotograf, poeta, urbanista, pisarz, złączeni śmiałymi ambicjami i pragnieniami, na przestrzeni około stu pięćdziesięciu lat. Czas napędzał życie miasta, definiował je, zmieniał.
To uczucie miłości dynamizowało powieść, nie bohaterowie, oni zredukowani zostali do tła, wyniku, wypadkowej znalezienia się w tym wyjątkowym miejscu. Trochę szkoda, bo autorce mogło zabraknąć odwagi w wyjściu poza ramy biografii i źródeł, z których obficie korzystała. Dziwne skoro porwała się na fabularyzowanie życia tak wielkich postaci, przecież było z czym poszaleć!

ZGUBNOŚĆ METODY
Niestety wydaje mi się, że wybrany sposób narracji, uczynił całość dość … płaską, humorzastą historią, w której wszystkie wydarzenia ważą tyle samo. Seks, podróż pociągiem, poszukiwania mieszkania, robienie notatek, wznoszenie basenu, czy wyrzucanie ludzi na bruk. Wyobraźcie sobie słowa kocham cie i nienawidzę wymówione w ten sam słodki i nieco mdlący sposób. Chciało się porzucić tę książkę i ruszyć po „Poniedziałkowe dzieci”, albo „Źdźbła trawy”, a może nawet „Komu bije dzwon”.













Za książkę dziekuję Wydawnictwu Czarna Owca




#Dodajdokoszyka: Książki na Dzień Dziecka

$
0
0

#PatrzCzytajMyśl odc.12- Dzień Dziecka, sztuka, gile i wino

$
0
0

Książki, para błękitnych kucyków, kopiasta gałka lodów, prawie wszystkowolnizm i czas spędzony wspólnie. 9.30 telefon od mamy, nazywającej mnie ukochanym synkiem - Dzień Dziecka na odległość. Dobrze, że mamy siebie i wieczne dziecko w środku. 

PATRZ:

Dziecięcy, ekstremalny szacunek dla auta. Ta reklama to rewelacja!


💗


10 artystów, których warto pokazać dzieciom:Przy wsparciu Karoliny ze Spotlight Kids skonstruowałyśmy dla was listę 10 artystów, których prace chciałybyśmy pokazać naszym dzieciom. Na dźwięk ich nazwisk w radiu czy telewizji i na jakąkolwiek wzmiankę o ich wystawie w prasie powinniście od razu zaopatrywać rodzinę w bilety i ruszać na wernisaż. Sprawdźcie to.”  

CZYTAJ:


O tym jak w Szwecji budzi sie w dzieciach milość do książek: “Szwedzka literatura ma wiele do zaoferowania dzieciom; wiedzą o tym nie tylko ci, którzy sami je mają, ale także wszyscy, którzy pamiętają własne dzieciństwo. Pippi Langstrumpf, Bracia Lwie Serce, mieszkańcy Bullerbyn, Pettson i jego kot Findus, Albert Albertsson (wiedzieliście, że w oryginale nazywa się on Alfons Åberg?), Babo, Lalo czy Binta znani są nie tylko małym Szwedom, ale także zyskali sobie fanów w wielu innych częściach świata. Skandynawski klimat sprzyja najwyraźniej literaturze dziecięcej. W tej sytuacji nie powinno pewnie dziwić, że bycie młodym czytelnikiem w Szwecji, a szczególnie w większym mieście takim jak Malmö, to duża przyjemność i to nie tylko ze względu na imponującą tradycję literacką."

 💗

Marcina Wilka książki z dzieciństwa. “Z roku na rok człowiek pamięta mniej. Za chwilę być może w ogóle przestanie pamiętać o tych wszystkich książkach, książeczkach i komiksach, jakie czytał za szczeniaka. Postanowiłem to uporządkować.

MYŚL:

Dziewczyny wiedzą! 


💗

Sztuczne fiołki: krótko i celnie. "Obawiając się hejtu, jaki może spotkać występujące dziś w Sejmie dzieci, przypominamy... / George Grosz (1893-1959) – niemiecki malarz, grafik i karykaturzysta, antynazista."





„Utracony dar słonej krwi” Alistair MacLeod, czyli Syzyf w Kanadzie

$
0
0

Z wyroku bogów Syzyf musiał nieustannie toczyć pod górę głaz, który, znalazłszy się na szczycie, spadał siłą własnego ciężaru. Bogowie nie bez racji doszli do wniosku, że nie ma straszniejszej kary niż praca bezużyteczna i bez nadziei.
Albert Camus

Utracony dar słonej krwi” to zbiór historii nadzwyczaj prostych i przepięknie napisanych. Pakiet wyszedl spod pióra, a co tam, narodowego skarbu Kanady, u nas praktycznie nieznanego. Alistair MacLeod, który zmarł w 2014 roku, pozostawił po sobie niewiele tekstów: jedną powieść i około dwudziestu opowiadań, wszystko na przestrzeni  pięćdziesięciu lat, bez użycia komputera, bez brudnopisów. Swoje opowieści osadzał na wyspie Cape Breton i w Nowej Szkocji, w środowisku rybaków, farmerów, górników, w surowych i ponurych miasteczkach-dziurach. Silni i krzepcy zdobywcy, pogromcy bezwzględnej, szarej od koloru skał krainy. Odważani i pokorni ludzie, żyjący często w skrajnej biedzie, według nienaruszalnych zasad, w rytmie wystukiwanym przez przyrodę. Czas płynął tam w innym tempie, a słowo kompromis nie istniało. Ludzie funkcjonowali w rodzinach, gdzie jak płyty tektoniczne ścierały się ze sobą pokolenia. Dzieci pragnące z czasem odejść z miejsc ukochanych przez dziadków i zasiedziałych przez rodziców, od ról i schematów przez nich niesionych niczym kamienie, od zadań wykonywanych od lat, od bólu, rutyny i niewygody. Nowe pokolenia czujące ciężar poświęcenia przodków, łaknęły odmiennych doświadczeń, marzeń i ideałów, ale niedola wciąż nad nimi wisiała.
Pokrewieństwo i świadomość trudów losu to znaki szczególne kandyjskiej narracji. Tak jak u Crummeya (a także u kolegów zza miedzy: Hardy’ego i Hemingwaya), ten realizm, lokalny koloryt, ta przynależność do miejsca prowadzi wprost do egzystencjalnych rozważań o wolności, o wyobcowaniu, o dojrzewaniu i o wyborach. I o świadomości, bo to ona pozwała decydować o życiu, w które wlepiony jest brutalnie tragizm. W micie o Syzyfie Camus chciał zobaczyć bohatera uśmiechniętego i szczęśliwego, kiedy schodził z góry, podobnie MacLeod, rysował postaci w niewdzięcznych miejscach i rolach, ale wyzwolonych z pęta codzienności, czujące absurdalność życia, świadomie o nim decydujące, a przede wszystkim nierezygnujące.

Nie ważne, że niektóre rzeczy są trudne. Nikt nie mówił, że życie ma być łatwe. Życie trzeba przeżyć.

Powyższe zdanie, wypowiedziane przez babcię śmiertelnie chorego 26-latka w opowiadaniu „Droga do Rankin's Point” jest dla mnie esencją prozy MacLeoda. Nie wiem, co bardziej porusza prostota, kryjąca przecież oczywistą głębię, ładunek emocji, a może tak swobodnie wypowiedziana puenta. Każde opowiadanie skupiało się wokół jednego wydarzenia: sprzedaży konia, ruszenia w świat, gry w bilarda, wizyty wnuczka, powrotu syna marnotrawnego. Nie było w nich wartkiej akcji, patetycznych słów, iskrzących się efektów specjalnych, nie było nawet wielkich tragedii. Autor omijał szerokim łukiem modne i popularne zabiegi, serwował piękne pisanie, pełne emocji. Zadał sobie sporo trudu, żeby zbudować atmosferę, wprowadzić nastrój. Stara dobra szkoła pisarska.
Historie MacLeoda smakowały solą, ziemią, krwią, lodem, ale jego styl kompletnie oderwał mnie od ziemi: autentyczny i zniewalający. Do tego mieszanka liryczno-poetycka, nieco melancholijna, z przeciwwagą mrocznego autentyzmu i wyrazistych obrazów. Niebezpiecznie nieznana twórczość, którą trzeba odkryć.

Alistair MacLeod „Utracony dar słonej krwi” Wydawnictwo wiatr od Morza, Gdańsk 2017


#Dodajdokoszyka: Książkowe premiery czerwca

$
0
0

 Z książkami jest tak, jak z ludźmi: bardzo niewielu ma dla nas ogromne znaczenie. Reszta po prostu ginie w tłumie.”
Voltaire 

Udało mi się kolorystycznie zestawienie czerwcowych nowości, aż chce się łapać lato za ogon. Niebo męczy Dylanowski błękit, a czasem już blady lazur Lucy M.. „Gloria, gloria in excelsis Soli”. Wydawniczo też powiało sennym latem, długo kompletowałam listę, wybrzydzałam, mając wrażenie, że skończę w tym miesiącu w kryminalnym piekle. Ale udało się. Wybrałam biografię Wandy Rutkiewicz (tak bardzo czekałam na tę książkę, że chciałam ja umieścić w nowościach maja i kwietnia), kryminał ze Śląska, małżeńskie sekrety i zbrodnie, „fuszki życia”, wyprawę na Tarawę, nową Patchett, plantacje Georgii oraz punkowo-ogniowy debiut. Mieszanka o nieznanym działaniu. Spożywajcie na własną odpowiedzialność.


Miasto w ogniu”, Garth Risk Hallberg, Znak literanova
Po trochu” Weronika Gogola, Wydawnictwo Książkowe Klimaty
Siracusa” Delia Efron, Wydawnictwo W.A.B
Wanda”, Anna Kamińska, Wydawnictwo Literackie
Kolej podziemna. Czarna krew Afryki” Colson Whitehead, Wydawnictwo Albatros
Tajemnicza śmierć Marianny Biel”, Maria Matyszczak, Wydawnictwo Dolnośląskie
Życie seksualne kanibali” J. Maarten Troost, Wydawnictwo W.A.B
Pazur sprawiedliwości” Leonie Swann, Prószyński i S-ka
Dziedzictwo” Ann Patchett, Znak


Guilty pleasures

$
0
0

Irytuje mnie perfekcja, a jeszcze bardziej udawana perfekcja połaczona z pozerstwem. Dzień otwierany szklanką mleka migdałowego ze spiruliną, do tego lektura kolumny z The New Yorkera albo wiersz Białoszewskiego o poranku. Mus z chia, malin i amarantusa w lunchboxie do roboty; kanapka z serem w foliówce jest zbyt ordynarna, oczywista i przejedzona. Poza tym gluten. Nikt nie ma pryszczy, za to wszyscy wpieprzają catering dietetyczny (żaden z produktów nie jest opisany, tak więc z tą dietetyką to...) i pachną Diorem (chuj z mydłem), zęby białojebne i równe w przylepionych uśmiechach. Wakacje na Karaibach, albo chociaż w Pradze, gdzieś za granicą po prostu. Taki Łagów wypada naprawdę blado, pewnie dziura dla emerytów, bez neta 4G i knajpy fusion. Jak się tam odznaczyć na Facebooku?
I co tam sarkastyczna krytyka, jak człowiek robiąc niby obciachowe rzeczy, ale przynoszące mu niekłamaną przyjemność, czuje się winnym. Guilty pleasures. Kochasz RPGi, ale opowiadasz o Prouście, którego ni w ząb nie kumasz. Słuchasz trash metalu, ale koszulkę masz z Możdżerem, którego dźwięki brzmią modernistycznie, a nazwisko ma należyty PR.
Tymczasem Tołstoj mówił, że szczęście polega na przeżyciu każdego dnia tak jakby był on pierwszym dniem miesiąca miodowego i ostatnim wakacji. Także zrób coming out. Oto mój.

1. PIĄTKOWY JUBEL
Tak, w momentach kompletnego odreagowania ląduję na Pudelku. Nie tylko we freestajlowe piątki, czy soboty, czasem codziennie. Czytam o nowych ustach Edyty Górniak, marchewkowej opaleniźnie Kaczyńskiej, złotych radach Chodakowskiej, bez których w dorosłym życiu ani rusz, a nawet newsy o wizycie Trupa we Wrocławiu. Jestem dość sucha i mechaniczna w czytaniu: kolejne posty, żadnych komentarzy, a od czasu do czasu kliknę sobie gdzie kupić bluzkę Kingi Rusin.



2. WYCINANKOWE ZAKUPY
I tu lądujemy przy temacie, którego nie znoszę: zakupy ciuchów. Na samą myśl biegania po tych wszystkich sklepach, przymierzania, pocę się jak ruda mysz w uplany dzień. Dla ogólnego obrazu zarysuję tylko wielkość mojej garderoby: mieści się (wraz z butami, ale nie narciarskimi) w większej walizce. Serio. Przetestowane. Dżinsy się prują kupuję nowe, jedną parę nie sześć. Rotacja zatem nie może nawet równać się tej w tetrisie. Kto mnie zna ten wie: spodnie, T-hirty, czasem pogniecione, czasem wyciągnięte, czasem styl a la worek od ziemniaków. Tymczasem, prawie maniakalnie kupuję gazety shoppingowe, wycinam z nich zdjęcia: stylizacje, modne dodatki, niebanalne zestawienia kolorystyczne. Wszytko to spinam kolorową klamerką, a potem obczajam w necie i nabywam. Zawsze online, co prowadzi do kolejnej przyjemności, także ciuchowej!



3. I ZNOWU ZAKUPY
Jestem fanatykiem zakupów (i oglądactwa) na Zelando i showroom.pl, mam dziwne przekonanie, że zgromadzono tam wszystkie oryginalne, unikatowe pary gaci i koszulek. Po ostatniej wizycie w sieciówkach (w realu), to przekonanie jest coraz głębsze. Czaję się tylko na promocje, odznaczam, wrzucam do schowka, obserwuję, upomina się o powiadomienia o dostępności, zapisuje się na newslettery. Dostaję bólu brzucha, kiedy widzę info „ostatni egzemplarza”, wtedy wciskam KUP natychmiast. I tak codziennie, a przypomnijcie mi ile mam ciuchów? Pudełka po zakupach szybko rozbrajam, wrzucam do segregacji. Dowód winy usunięty.



3. MARTINI WSTRZĄŚNIĘTE
Seria z Jamesem Bondem jest dobra na każdy wieczór, sączy się nawet w tle kiedy pracuję, albo piszę. Oglądam ją namiętnie, głównie odcinki z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Kocham Seana Connory'ego i jego seksi profesję, ale nade wszystko akcent i głos. Kocham Jamesa, bo nie jest idealny: pali jak smok, pije jak szewc, bzyka się jak królik. Łączy w sobie dziwną przystań bezpieczeństwa, a podniecającym dreszczykiem antyrutyny. „Oh, Jaamess...”.



4. TROLLOWANIE NA KANAPIE
To przyjemność genetyczna, związana z umiejętnością zasypiania wszędzie. Zwykle przypada na noce weekendowe, kiedy to oglądam sobie jakiś film np. „Pozdrowienia z Rosji”. Sadowię się na kanapie, wiedząc już, że nic nie obejrzę i że powieki za chwile się zamkną, ale udaję że nie. Zasypiam w pokurczonej pozycji w ciągu 5 minut, bez względu na porę. Jest mi diabelnie niewygodnie, jeśli się przebudzę jestem obolała, łapią mnie skurcze itd. Zdarza się, że jestem szarpana albo wołana do przyjścia na górę i bywa, że się zwlekam, ale najczęściej po prostu przesypiam tak noc. Pozdrawiam mojego kochanego brata! On rozumie.



5. DZIWNE SMAKI
W ciąży wpieprzałam budyń z ogórkiem kiszonym. Żeby zobrazować to dokładniej: ogórek był łyżką, na której spoczywała waniliowa masa. Pycha. Robiłam to trochę z lenistwa: chciało mi się słodkiego, a natychmiast potem słonego. Postanowiłam połączyć smaki. Ale oki, można to zrzucić na karby hormonów i zachcianek. Jak już obcy opuścił moje ciało, zajadałam się stuletnim jajem (podobno czuć w nim amoniak, ja raczej żułam żelatynę koloru fioletowego), śledziem z dżemem, lodami pokrzywowymi, niegdyś parówką z miodem, pomidorami z cynamonem. Wszytko zapijam ziołami na nerki np. urosanem.







Jak nie czytać „Trzech pstrych tygrysów” Guillermo Carbery Infante

$
0
0


Okazało się, że mam je trzy: oczywiści tę polską od Universitas, hiszpańską Seix Barral i wyimki „Ona śpiewała Bolero” Muzy. Wiedziałam na co się porywam, dlatego zaczęłam w ojczystym. Każda encyklopedia pisarzy powie, że Cabrera Infante to monstrum literatury, a „Trzy pstre tygrysy” to mało-konwencjonalne dzieło, czyli z góry wiadomo, że łatwo nie będzie. W zasadzie wsiadamy na bombę modernistycznych wygibasów: intertekstualności, eklektyzmu i nieskrępowanej zabawy słowem. Zanim jednak się poddamy w przedbiegach, warto zadać sobie dwa pytania. Po pierwsze: czy aby ta książka nie jest podziwiana za to jaką nie jest, a pod drugie jak jej NIE czytać?

CZY LECI Z NAMI PILOT?
Pierwsze … osiemdziesiąt stron wciąga pospiesznie w wir słów: chwyta nas Skylla z twarzą Marcela Duchampa i wrzuca w prolog opisujący show w luksusowym klubie Tropicana. Wiele nazwisk. Poznajemy tytułowych bohaterów: trzy tygrysy z hawańskiego podwórka: Silverstre, Eribó i Arsenio Cué; słuchamy La Estrelli, a potem zalegamy na kozetce u psychiatry. Gdzieś w międzyczasie trafiamy na czarną stronę i tempo wygasa, choć nadal tańczymy rumbę (przynajmniejsłyszymy muzykę).NIE.Nie traktujcie tego jak chaosu, jak zlepka luźno połączonychopowieści, które za wspólny mianownik wydają się mieć tylko miejsce akcji – Hawanę w ostatnich dniach dyktatury Batisty.Tak, mamy tu kolaż, ale nie oznacza onbajzlu. I choć toświat postmodernizmu, Cabrera Infante nie tworzy książki hermetycznej. W swoim czasie dostaniecie do ręki wszystkie klucze. Rozkoszujcie się pasjonującą nierzeczywistością szczegółu.

HAWANA BANANA
Tak, Hawana to bohater naczelny, miasto totalne, miasto oddychające wieczną nocą. Miastowibrujące muzyką, miasto łatwych kobiet, przygodnego seksu, upojnych nocy, dobrego rumu, gorącej rumby, wibrującego swingu, czy leniwego jazzu. NIE.To nie jest miasto z przewodnika, chyba, że za taki uznamy mózg autora. Cabrera Infante, który pożegnał się z Kubąna zawsze w 1965 roku, prezentuje tutaj raczej pewną retrospekcję, reprodukcję pamięciowo-graficzną. Bardzo efektowną, plastyczną opowiedzianąwspaniałym językiem, wernakularnym, rytmicznymi, melodyjnymi. W zasadzie muzykę w mojej głowie zdominowały głosy: słowotok, cytowanie, parafrazowanie. Zapis miasta, którego od dawna już nie ma. Takanostalgiczna rekreacja, romantyczne wspomnienie.
Roześmiałem się. Ale pomyślałem, patrząc na port, że z pewnością istnieje związek między morzem a wspomnieniem. Nie tylko dlatego, że jest szerokie, głębokie i wieczne, ale tez dlatego że przychodzi w postaci regularnych fal, identycznych i nieustannychTeraz siedziałem na tarasie i piłem piwo, i powiała bryza, wiatr od morza, gorący, który podnosi się pod wieczór, i w kolejnych uderzeniach przyszło do mnie wspomnienie tych popołudniowych podmuchów, ale było to wspomnienie totalne, bo w jednej czy dwóch sekundach przypomniałem sobie wszystkie popołudnia mojego życia (…), kiedy siedziałem w parku i czytając podnosiłem wzrok,żeby poczuć wieczór, lub kiedy opierałem się o drewniany dom i słyszałem wiatr między drzewami, lub kiedy na plaży, jedząc mango, miałem ręce poplamione żółtym sokiem, lub kiedy siedziałem przy oknie i słuchałem lekcji angielskiego, lub kiedy u wujków siedziałem w bujanym fotelu, a moje stopy nie sięgały podłogi i nowe buty ciążyły mi coraz bardziej, wszędzie tam zawsze wiała ta łagodna, ciepła i słona bryza.”

INTELEKTUALNA MASTURBACJA
Ustaliliśmy już, że głównym bohaterem książki jest miasto. Pozostalibohaterowie to raczej … głosy. W części „Debiutanci” na scenę wchodzą: wspomniani już: Silvestre, Eribói Arsenio Cué. Dodatkowo jeszcze Codac snujeopowieść o La Estrelli, aLaura Diaz położy się na kozetce u psychiatry. Jest i Bustrófedon, o którym słuchamy, którego słowne kalambury rozgryzamy. NIE. Oczywiście nie ma tu prostych rozwiązań. Rozbijacie przecież piňatę, a nie odpakowujecie Hubę Bubę.Bohaterowie stanowią swoje własne odbicia, co może niecoumknąć w całości przyjacielskichrelacji tygrysów.Nie są oni też alter ego autora, raczej … wcielają się wjego pamięci.A wszystko ku szczytnemu celowi świetnej zabawy! Puste strony, czarne strony, lustrzaneodbiciawyrazów, spadające litery. Redefiniowanie, przepisywanie, wymyślanie. Tłumaczenie.

ODWOŁAM SIĘ
Nie pamiętam gdzie przeczytałam, że gdyby Borges był bitnikiem, napisałby właśnie tę powieść. A Borgesa czuć tutaj dość silnie, oprócz niego dopatrzyłam się niemal natychmiast podobieństwa do „Gry w klasy” (choć „Trzy pstre tygrysy” wydały mi się bardziej liźnięte popkulturą,poza tym: „(…) wolę Bacha od Offenbacha, słowo daje, bo on jest here, ici, tutaj w hawańskim smutku, a nie w radości parisienne.”) Prousta, Twaina, Joyce'a. Opis śmierci Trockiego rozpisany na pióra kubańskich autorów to majstersztyk. NIE.To nie kolejny „Ulisses”, to bardziej satyra menippejska, z MC zamiast mędrca, z filmowymi ujęciami i scenkami prosto z Hollywood.

A tygrysy są w końcu smutne, pstre, a może uwięzione? Powodzenia!

Guillermo Cabrera Infante „Trzy pstre tygrysy”, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2017


Tajemnicza Śmieć Marianny Biel

$
0
0
Typical Upper Silesian house. Katowice Szopienice, Poland.

Szymon Solański właśnie wyleciał z pracy w policji. Nie próbował rozkręcać ekologicznego cateringu ani bloga lajfstajlowego, wszak nawet najlepszy stylista nie zrobi z wilka owcy. Wypadłszy z komisariatu trafił wprost do familokowej kawalerki i własnej agencji detektywistycznej. Interes się nie kręcił, nie z winy braku talentu, ale chęci. Sypiące się mailowo zlecenia, znikały gdzieś w cyberprzestrzennym niebycie. Solański wpisywał się idealnie w model prywatnego detektywa: małomówny-samotnik-abnegat. Chudy, w wymiętym szarym podkoszulku, z adoptowanym psem inwalidą u boku, szwendał się po Chorzowie w poszukiwaniu celu, a może znaku z nieba? Nie rozgaszczał się zbytnio w swoim życiu, jakby przeszedł na L4. Ciągnęły go wspomnienia, tęsknoty, grób żony, ojciec alkoholik, matka hetera. Życie wyjadał głodowymi porcjami, a ta smętność idealnie wpisywała się w jesienną śląską szarówę. Odkrycie zwłok kobiety w piwnicy familoka, podsunęło zagadkę, o którą wcale się nie prosił. Wypadek? Przypadek? Życie Marianny Biel pełen było marzeń i samotności, dokładnie takie samo jak jej mieszkanie w chorzowskim familoku – wypełnione obrazami w kolorze sepii, kurzem, aby w końcowej fazie przybrać formę samotnie schnących w łazience rajtuz. Niestety nawet śmierć nie była spektakularna i bez publiczności. Sama pod wyschniętym dżemem malinowym, pośród smrodu stęchlizny i kociego moczu, ku uciesze szczurów. Zapomniana, niewidzialna. Jej zniknięcia nikt nie zauważył? Nikt nie rejestrował komórką i nie wrzucił na FB?
W Solańskim nie było ani entuzjazmu, ani zapału, tylko miałka ciekawość. Od inicjatywy była koleżanka-dziennikarka – Róża Kwiatkowska. Razem tworzyli świetnie uzupełniający się tandem przeciwieństw, któremu przyszło się zmierzyć z trupem, historiami z przeszłości, uczuciami z liceum, owocem seksu w toalecie, pustym portfelem i kamienicą pełną ewenementów: niepodobnych bliźniaków, tajemniczego gostka z szafy, właścicieli księgarni, pasjonatki kuchni śląskiej, pryszczatej Ewy i tytułowej aktorki. Społeczny patchwork.
Książka Marty Matyszczak jest bardzo przyjemną lekką lekturą zapowiadającą serię z Solańskim i Guciem. Nie znajdziecie tutaj wychodzenia za linię, ani nawet przekraczania gatunku. Mylenie tropów? Tak, ale bez wirtuozerii Grzegorzewskiej czy Nesbø. Ciekawe jest wprowadzenie psa narratora i tropienie zabójcy z nieco niższej prespektywy, glównie zapachowej. Po prostu zabawny kryminał z czarnym humorem oraz popkulturowo - literackimi passusami. Typowa „cozy mistery” gdzieś na peryferiach, muśnięta humorem, w tym wypadku również śląską gwarą, bez drastycznych opisów, bez psychopatów, bez nadprzyrodzonych mocy i kazirodczych zapasów. Idealnie na lato.


Marta Matyszczak „Tajemnicza śmierć Marianny Biel”, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2017

Książka na lato 2017

$
0
0


Od Nowego Jorku, po Tasmanię, z międzylądowaniem gdzieś w Polsce C. Thrillery i sensacje, studia przyjaźni i dojrzałych miłości, lokalnych patriotyzmów, terroryzmu i paranoi. Nie ma, w moich wyborach, lekkich pozycji i słoneczno -letnich tematów, ulatujących gdzieś nad szeleszczącymi parawanami. Jest za to ciekawie… . Wykorzystuję trochę lipcowy i sierpniowy sezon urlopowy wydawców i sięgam również po pozycje z początku roku. #czytamlatem






#PatrzCzytajMyśl odc.13 – brokat, Lem i podróże

$
0
0


To mi się wysypało. Czasu głównie. Nie wiem jak to ogarnąć, więc daję sobie trzy dni na oswojenie. Tak, mogę czytać do woli, ale tak sobie myślę, że może pójdę tam, gdzie normalnie nie chadzam. Obsypię się brokatem, zdejmę chustę, odwiedzę Haiti, a może najmniejszą wyspę Bałtyku, a może Bali w przezroczystym kajaku, posortuję bajzel tu i ówdzie, popatrzę na ładne rzeczy. Ludzie tak robią, gdy mają chwilę. Kilka linków do podpatrzenia.


PATRZ


Ładne. Instagram @felicitygleeson



🌞

W Iranie kobiety muszą zakrywać głowy w miejscach publicznych, zgodnie z zasadami wprowadzonymi w 1979 roku, po rewolucji. My Stealthy Freedom to ruch społeczny i strona internetowa, gdzie kobiety zamieszczają swoje zdjęcia bez chust. 


🌞

Podziwianie cudów w zatoce Pemuteran w przezroczystym kajaku. Pomysłowo od PUPA NUDA.





CZYTAJ

Dzieci są otoczone mnóstwem zabawek: seriami, kolekcjami czy przypadkowymi modnymi przedmiotami. Rodzicom z klasy średniej nie brakuje na nie pieniędzy. Czasami zabawek jest tak dużo, że powoduje to agresję”. Ciekawy wywiad w Gazecie Wyborczej o wychowywaniu pokolenia konsumentów.

🌞

Wydawnictwo Czarne wraz z wydawnictwem Agora zapowiadają premierę biografii Stanisława Lema na 2.08.2017. Lem. Życie nie z tej ziemi to pierwsza w Polsce biografia autora Cyberiady. Korzystając z niepublikowanych dotąd źródeł, Orliński wyjaśnia duże i małe, poważne i zabawne tajemnice z życia pisarza. Jak Lem przeżył Holokaust? Czy kiedykolwiek uwierzył w komunizm? Dlaczego w 1945 roku porzucił intratną karierę spawacza? Jak się nauczył czytać po angielsku? Co sobie kupił za honorarium z Obłoku Magellana? O co chodziło w Solaris i dlaczego Andrzej Wajda w końcu jednak nie nakręcił ekranizacji? Jak korespondencyjna przyjaźń z Philipem K. Dickiem przerodziła się w nienawiść, w wyniku której Dick wysłał słynny donos na Lema do FBI? Co łączyło Lema z Karolem Wojtyłą? Czym się różniły pierwotne wersje Fiaska, Głosu Pana i Kataru od tego, co Lem ostatecznie wysłał wydawcy? Na czym polegała współpraca Lema z opozycją demokratyczną? Jaką tajemnicę skrywa szopa na zapleczu domu pisarza? Gdzie i kiedy Lem spróbował narkotyków i jakie miał przy tym doznania? Ile waży jamnik rubensowski? Jak w PRL wyglądał zakup samochodu, domu, „New York Timesa”, wejściówki na Kasprowy Wierch, stacyjki do fiata czy marcepanowego batonika? I co to właściwie jest sztamajza?”


🌞

Hiddensee. Najmniej znana wysepka na Bałtyku. Wędrowne Motyle piszą: „Wjeżdżając do Kloster zdajemy sobie sprawę, że wjeżdżamy do wioski, w której kiedyś prawdopodobnie gromadziło się najwięcej pisarzy, poetów, malarzy niemieckich na metr kwadratowy. A na pewno Noblistów. Obok Tomasza Manna, Zygmunta Freuda, Gerharda Hauptmanna, który miał tu swój dom, w którym tworzył. Artystyczna bohema ówczesnych Prus na tyle ukochała sobie Hiddensee, że w złotych latach z Berlina przybywały pielgrzymki artystów różnych miar, czasami specjalnym statkiem.



MYŚL

ExposéMałgosi Zdanewicz z blogaoswiatykaganiec.pl:„w nowym przekroju reklama magazynu książki– że sięga po nie inteligencja. założenie dobrze znane z memów pod tytułem today a reader, tomorrow a leader czy światem rządzą ci, którzy czytają książki. cała reszta siedzi przed telewizorem. widzicie w nich coś złego? ja nie, ale podczas ostatniego literackiego sopotu dowiedziałam się, że (podobno) propagowanie czytelnictwa jako czynności elitarnej robi mu więcej szkody niż pożytku. ponieważ nie zgadzam się z tym więcej niż bardzo, postanowiłam wydać exposé w tej sprawie.”

🌞

A może seksulany brokat? "Passion Dust to specjalny brokat zamknięty w kapsułce i przeznaczony do stosowania wyłącznie w miejscach intymnych. Kapsułkę należy umieścić w waginie co najmniej godzinę przed stosunkiem. Wówczas pod wpływem ciepła i wilgoci zacznie się rozpuszczać, uwalniając brokat oraz, jak twierdzą producenci, słodki smak cukierków."


🌞

LyonelTrouillot – pisarz dzielnicy, o literaturze haitańskiej „Nie dorasta się w dzielnicach nędzy. W dzielnicach nędzy przechodzi się od dzieciństwa od razu do dorosłości. Żyjemy w świecie, wktórym zapominamy o istnieniu innych. Powstaje dziś ogromna literatura autocentryczna, pisana przez autorów, którzy patrzą w lustro i widzą tylko siebie.”

🌞

A gdyby...Cinderfella 





„Po trochu” Weronika Gogola

$
0
0

Mało kto wie, że ja zapamiętuję wszystko. Ale ja naprawdę pamiętam o wszystkim. Może kiedyś gdzieś to zapiszę, na wypadek jakby na starość zaczęło mi wietrzeć z głowy. Jeśli dożyję starości. Może nawet nie dożyję studiów? Różnie może być.” Tak mówi mała Weronika, mieszkanka małopolskichOlszyn, narratorka debiutanckiej książki Gogoli „Po trochu”.Funduje nam spacer po krainie dzieciństwa nie trzymającsię żadnych dat, ani chronologii, podążającza intuicją bajarza. Pamięćjako katalog biblioteczny, skompletowane fiszki wydarzeń bez lat. Przywoływacze nawiedzające nas pod wypływem zapachu, smaku, brzmienia, skojarzenia. Jajko niespodzianka - pożar Gieesu, kogel-mogel – mama, plastelina – kupa w szpitalu. Historiadziadka Lemoniady i jego tajemniczego zeszytu, winko z dymionka, Kasiorowe kury, kąpielw pokrzywach,czy przyjaźń z Sieją. Prawie idylliczna kraina wiecznejniewinności. Zazwyczaj zapisydzieciństwa i młodości, lata później zmieniają się w mieszankęopowieści lirycznych i wspomnień zdeformowanych, po liposukcji, mało oczywistych, czasem niepewnych. Tymczasem ta książka nie jest układanką z gotowych elementów, punktowcemz wielkiej płyty, zbiorem pomników i kreacji lat 90-tych. Cappuccino w proszku, duraleks, jajka niespodzianki, Bravo, Phil Colins z walkmana. Spacer po Olszynach z kiedyś, nie jest wywoływaniem duchów, raczej opowiadaniem ludzi, którzy byli, czasem trochę wymyśleni, trochę dopowiedzeni, czasem zaklęci w przedmiotach.
W powieści Gogoli wiata nas pieśń żałobna, która śpiewana będzie w każdym rozdziale, co najmniej raz. Bim bam. Bim bam. Kolejelosu, przeszywającenieuchronnie delikatność niewinności. W każdym rozdziale kogoś żegnamy - Gogolowi mężczyźni żyją tylko do 50-tki.Bo tak już jest, że jak się człowiek boi albo nie rozumie, albo po prostu, kiedy jest mu smutno, to potrzebuje coś słodkiego na język i dużo snu. Dużo snu, żeby nie było tego, co jest naprawdę.Boże, jaka to piękna książka. Napisana językiem bezpretensjonalnym i z humorem. Każdy z nas ma w sobie tę opowieść, swoje babcie Fredzie, swoje wyprawy na porzeczki, swoje zapachy skoszonej trawy, swoje szczepione jabłonki, sionki pachnące stęchlizną, swoje strachy kryjące się w ciemności. I przede wszystkim te historie wyrosłe wraz z ludźmi, którzy byli, którzy są, którzy nas zlepili. Urywa duszę.


"Po trochu” Weronika Gologa, Wydawnictwo Książkowe Klimaty, Wrocław 2017


Trudna miłość: Jakub Żulczyk „Ślepnąc od świateł”

$
0
0

Kokaina sprawia, że energia cię rozsadza. Możesz stanąć w szeregu już gotowy do biegu, hej” śpiewał Kazik Staszewski na płycie Melassa. Jacek, bohater „Ślepnąc od świateł” Jakuba Żulczyka, diler narkotykowy, wie na jej temat wszystko. Wie też wszystko o swoich klientach, pieści ich, zaopatruje, kiedy potrzeba kredytuje, albo łamie place i daje w ryj rękami Stryja lub Bujasa. Jacek – Mizaru, Kikazaru, Iwazaru w jednym. Jacek uciekł z Olsztyna, został słoikiem. Uciekł przed całąmasą historii, które stanowiły jego własne reality show: matką, nieprzepracowaną relacją z ojcem. Teraz jest niewidzialny, wtapialny, łatwo zapomninalny, a dla czytelnika aż nadto wyrazisty. Cyniczny, izolujący się od reszty warszawskiego towarzystwa; powtarzający często, że branie toludzki wybór, on, diler nikogo do niczego nie zmusza, jest inny. Jacek chce po prostu zarabiać, realizując w ten sposób swój skrupulatny plan wyjazdu do Argentyny. Jacek lubi uciekać. Jacek jest poza ćpającą Warszawą, poza gangsterskimi układami, poza rodzinnymi problemami. Otoczony ludźmi, którzy milczą lub komponują Wariacje Goldbergowskie. Za dnia schowany w swoim szaro-stalowym kantorku, nocą wypełza niczym dementor, choć tak naparwdę jakRysiek Riedel tkwi w wytworzonej przez siebie wolności. Jacek jest skazany na siebie. To jego podstawowy problem. Sterylna sytuacja bycia człowiekiem cieniem zaczyna matowieć, kiedy pojawia się pewna torba z kasą i najlepszy klient wpada sypiącswojego dostawcę, kula śniegowa rusza. Rusza wspaniałym strumieniem słów: energetycznym, zimnym, mocnym, wulgarnym i na swój sposób uwodzicielskim. O tak Żulczyk pisze drapieżnie i rozbrajaącoopowiada porównaniami. Mogłaby to być moja miłość totalna, a jest jedynie skomplikowana. Bo kiedy Jacka dogania klaustrofobia wielkiego miasta, ja rozgryzłam już zakończenie. I nie to martwi mnie najbardziej, mam raczej brak przekonania, że wiem, co właściwie autor chce przez tę historię powiedzieć. Czy jest to po prostu thiller? Czy moralitet? Czy ostrzeżnie? Być może to filozofia pisania, o której Żulczyk wspomniał w jednym z wywiadów: raczej pytać niż od(p)owiadać. 


Jakub Żulczyk „Ślepnąc od świateł”, Świat Książki, Warszawa 2014

Letni quiz książkowy

$
0
0

Trochę świętujem zwiększoną liczbę polubień na FB, trochę lato, trochę próbujemy czegoś nowego. Niech na blogu zagoszczą quizy. Na początek coś prostego: pierwsze zdania znanych (naprawdę) książek. Wśród osób, które podejmą wyzwanie i w ciągu 7 dni (do godziny 24.00, 23 lipca 2017) zostawią po wpisem na blogu odpowiedzi (co najmniej pięć poprawnych), rozlosuję nagrodę książkową. Wyniki dnia następnego po zakończeniu konkursu, na fanpage'u na FB. Miłej zabawy!


1.


2.

3.


4.


5.


6.


7.




Margaret Atwood „Opowieść Podręcznej”

$
0
0

"Wolność, jak wszytko inne, jest relatywna"

Kiedy Margaret Atwood zaczyna pisać „Opowieść Podręcznej” w 1984 roku mieszka w Berlinie Zachodnim. Rejestruje tekst odręcznie w notesach z żółtymi stronami, nie nadaje mu jeszcze tytułu, zaczytuje się w historiach science fiction, fantastyce, utopiach idystopiach. Wokół niej pełno relacjispoza muru, ludzi zniknionych, przeszłości utraconej, złowrogiej tyranii. Ale w nowej książce nie chce popadać w tony alegoryczne, nie chce prawić kazań, nie chce kreować gry między awatarami. Ubiera więc swoją opowieść w postać kobiety, bezimiennej Podręcznej, jednej z wielu dziewczyn w czerwonych szatach („kolor krwi po którym się je poznaje”) i białych skrzydlatych czepcach.


Stany Zjednoczone po cichym zamachu stanu, który zastępuje liberalną demokrację teokratyczną dyktaturą. Do życia powołuje się Republikę Gileadu. Nie ma już Kongresu, nie ma konstytucji, jest za to patriarchalny system o XVII-wiecznych purytańskich korzeniach. Ludzie bez imion, kategoryzowani i uniformizowani: Komendanci i ich Żony, Marty, Aniołowie, Podręczne, Ciotki. Kobiety, niekobiety. Towarzysze i buntownicy z ruchu oporu. Świat publicznych egzekucji, ścian straceń i wiszących dla przykładu zwłok. Świat bez liter (przynajmniej oficjalnie), regulowany w każdej dziedzinie. Świat, w którym palą książki, w którym spaceruje się zawsze z towarzyszem. Wfuturystycznym państwie totalitarnym kobiety nie mogą mieć konta, pracy poza domem, zostajązredukowane do osób obecnych, gotujących i oczywiście rodzących. Płodność jest na wagę złota.
ówna bohaterka jeszcze niedawno tuliła się z mężem, głaskałaich wspólne dziecko, plotkowała z Moirą, paliłapapierosy. Teraz jej życie jest w zasadzie bezwydarzeniowe, zredukowane do zakupów, jedzenia i macicy. Przydzielona bezpłodnemu małżeństwo, ma rodzić, odbywać stosunek z Komendantem na kolanach Racheli. Wszystko zaczyna się w Czerwonym Centrum. Pranie mózgu i wymazywanie przeszłości, ostre porno puszczane namiętnie jak film ostrzegawczy przypominaod czego uratował kobiety Gilead. Teraz czerwone kiecki i białe kapturki dają imnadzieję, zapewniają spokój. A szacunek? „Kiedyś” ukatrupiono, wykastrowano elektrycznymi pałkami. Ciotki opiekunki i przewodniczki po nowej rzeczywistości są czasem ślepo wierzące, albo dające upust sadystycznym skłonnościom, albopo prostu oportunistki. Trenują dziewczyny i wiedzą, że następne pokolenie Podręcznych będzie lepsze, bowolne od pamięci.
Podobnych antyutopijnych obrazów jest w literaturze wiele - „Rok 1984” Orwella, „451 stopni Farenheita” Bradbury'ego, „Władca much” Goldinga, „Kocia kołyska” Vonneguta. Każda wywołuje przerażenie i nadzieję, że autorzy nie są jednocześnie dobrymi profetami.Książka Atwood pełna jest metafor i porównań, a brak w niejcudzysłowów pozwalających odróżnić mowę od myśli, robi się opresyjnie, a momentaminieco monotonnie i na kompletnym odczuleniu. Mimo wrażenia jakie wywiera ta rzeczywistość, strachu, że słowo stanie się ciałem, bardziej ujęłymniedwie kwestie. Po pierwsze delikatny, ale wyraźny feminizm, pokazany przezróżnorodne oblicza kobiecości, z całymbogactwemcharakterów, zachowań i odczuć, z rozmyślaniami nad seksualnością i ciałem. Nic dziwnego, że kontrola takiejmocy pociąga każdy reżim. Po drugie, Atwood, (co sama potwierdziła), nie pisze książki antyreligijnej, pisze raczej o tym czym religia być nie powinna i jak nie należy jej wykorzystywać. Bardzo na tak, bo lepiej czytać.


Margaret Atwood „Opowieść Podręcznej”, Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2017

Życie seksualne kanibali

$
0
0


Już pierwszy rozdział tej książki potwierdza, że najlepsze są proste i spontaniczne decyzje: nie mogłem znaleźć pracy, przygniatał mnie studencki kredyt, nie miałem cierpliwości za marną kasę siedzieć od 8.00 do 16.00 - wyjeżdżam na doczepkę na Kiribati i zostaję hospodynem domowym. Atol Tarawa, może nie miał rajsko brzmiącej nazwy, ale za to na zdjęciach prezentował się turkusowo, piaszczyście, palmowo. Autor „Życia seksualnego kanibali”, J. Maarten Troost, miał nadzieję, że wraz ze swoją dziewczyną, Sylwią pracującą dla amerykańskiej organizacji pomocowej, trafią do „przysłowiowego, zamieszkałego przez życzliwych i szlachetnych tubylców tropikalnego raju o przyrodzie bujnej i łagodnej oraz krajobrazie dostarczającym inspiracji do przedsięwzięć natury podniosłej i artystycznej.” Pierwsze migawki z okien samochodu mogły to tylko potwierdzać, ale bardzo szybko marzenia zostały zmyte przez oceaniczną falę ludzkiej … sraczki. Później kolejne wyobrażenia pryskały jak bański mydlane: dieta złożona z ryb i świeżych owoców (rzeczywistość: tuńczyk co dnia, o ile był lub konserwy podsyłane przez Australijczyków, z datą ważności kilka miesięcy wstecz). Piaszczyste plaże versus sterty pieluch i piętrzących się puszek. Błogostan zagłuszany codzień przez Makarenę. Miesiące bez elektryczności albo bez słodkiej wody, albo obu. Żółtaczka, cholera i ciągła biegunka. Raj na SORze.
Autor bardzo sprawnie poprowadził nas przez historię i geografię atolu: kto i kiedy zawitał tu pierwszy, jak przebiegła brytyjska kolonizacja Południowego Pacyfiku, trochę o bitwie o Tarawę. Obok tych praczasów w pigułce, mnóstwo informacji na temat życia codziennego: niebezpieczny system „bubuti” zapobiegający kradzieży; dzieciobójstwo poprzez palenie zużytych pieluch i dlaczego Miles Davis jest lepszy niż Ochrona Justus?. Przez ponad trzysta stron autor raczy nas podróżą na fali anegdot z nieco pikantnym poczuciem humoru: jak zamówić The New Yorkera, albo ulubione CD na środek oceanu, jak wpisać adres, którego … nie ma. Brak przystosowania, do życia na atolu jest bardzo komiczny i idealnie sprawdził się, jako motyw letniej czytelniczej przygody.
Jakieś ale? Troost popadał momentami w silnie nostalgiczną nutę, przeszłość Kiribati wydawała mu się taka różowo-cukierkowa, bez złowrogiej, penetrującej i zaśmiecającej atol „cywilizacji”. Tęsknił, a jednak sam zajmował się importem nowinek. Nie oszukujmy się, nie przybył na Kiribati asymilować się, w tekście nie zagłuszał swojego protekcjonalnego tonu, chciał się ładnie opalić, przeżyć przygodę. Dobrze, że pozostał człowiekiem spoza atolu, co sprawiło, że całość wypadła bardzo zabawnie.


J. Maarten Troost „Życia seksualnego kanibali”, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2017
Viewing all 272 articles
Browse latest View live